Taki cytat:
W Oklahomie zginęło 51 osób – świat płacze, w Banias wymordowano 800, w tym dzieci – no one cares. Widocznie są lepsi i gorsi ludzie (źródło: Twitter).
Tego typu komentarze pojawiają się przy każdej okazji, kiedy jakieś wydarzenie z USA lub jakiegoś kraju Europy Zachodniej skupia na sobie uwagę „całego” świata. Niedawno byli to Czeczeńscy zamachowcy, którzy zabili kilka osób w Bostonie (w tym samym czasie 50 osób zginęło w zamachu w Iraku), dziś są to ofiary huraganu w Oklahomie.
Idąc tropem logiki z cytowanego komentarza, media powinny działać zgodnie z jakimś przelicznikiem liczby trupów na czas antenowy. Za każdą głowę – kilka sekund więcej komentarza Piotra Kraśki. Wtedy byłoby pięknie, demokratycznie.
Wskażmy cztery powody, dla których „świat płacze” po ofiarach w Oklahomie i skąpi łez ofiarom z Banias:
- Struktura własności mediów powoduje, że faworyzowane są wydarzenia lokalne w tylko pozornie zglobalizowanych mediach. Chcecie się dowiedzieć, co się dzieje w świecie nie-zachodnim, oglądajcie Al-Jazeerę, nikt nie zmusza do marnowania czasu na oglądanie CNN i polskich mediów, które są w dużej mierze pudłem rezonansowym dla newsów nadawanych z USA.
- Media nie są niezależne od interesów politycznych. Masakry w Banias, w Syrii, o których wspomina autor powyższego komentarza, są politycznie niewygodne, bo wymagają uzasadnienia, dlaczego „Wolny Świat” pozwala na to, aby regularnie do tych masakr dochodziło, podczas gdy w innych miejscach reaguje prewencyjnie, gdy tylko pojawia się zagrożenie (np. wydumane zagrożenie ze strony Saddama Husajna).
- Media mają bardzo ograniczony dostęp do Syrii. Zamiast obwoźnych ekip telewizyjnych przylatujących na miejsce helikopterem, robiących zdjęcia i wracających szybko do pięciogwiazdkowego hotelu, zajmują się tą sprawą eksperci zbyt merytoryczni jak na breaking news i dlatego spychani na medialny margines (np. Robert Fisk z The Independent). A Oklahoma? No cóż, YouTube już teraz pęka w szwach od filmików pokazujących potężnych trąbę powietrzną.
- Prezenterzy telewizyjni nie muszą podejmować żadnego wysiłku umysłowego, gdy spustoszenia dokonuje huragan. Nie ma tu kontekstu historycznego, nie trzeba tłumaczyć trudnej sytuacji międzynarodowej, nie trzeba wyjaśniać konfliktu, tłumaczyć kto z kim walczy i o co, i kto ma jakie intencje. Można skupić się na tym, co jest najprostsze i najbardziej medialne – na emocjach (piesek wyłonił się z gruzów na oczach właścicielki, nauczyciel przytulił płaczące dziecko itd., itp.). Taki news to bułka z masłem i fajerwerki gratis.
Komentarze takie, jak ten zacytowany powyżej, pokazują pewien ważny problem: odbiorcy mediów nie potrafią określić motywacji, celów i zależności politycznych/gospodarczych, w jakich tkwią media, które budują ich sposób postrzegania świata. Oczywiście, że są lepsi i gorsi ludzie, a raczej lepsze i gorsze, ważniejsze i mniej ważne, mniej lub bardziej medialne, lepiej lub gorzej budujące oglądalność ofiary. Jeśli ktoś tego nie wie, to znaczy, że nie umie oglądać telewizji ze zrozumieniem.