Nic z nieba nie spadnie. Czyżby?

Dwa dni temu oglądałem „Magnolię” (uwaga: w następnym akapicie spoileruję), film sprzed dziesięciu lat, ze znerwicowaną Julianne Moore, pechowym Williamem H. Macy’m, kaznodziejskim Tomem Cruisem i dobrotliwym Philipem Seymourem Hoffmanem. Całość trwa bite trzy godziny, a struktura filmu – przekładające się i nakładające się na siebie historie różnych ludzi – choć ogólnie budzi moją sympatię, tutaj została wykonana raczej średnio. Krótko mówiąc – przez ostatnią godzinę, z minuty na minutę  poziom irytacji wzrastał.

Punktem kulminacyjnym był moment, kiedy na miasto spadł – bardzo obfity – deszcz żab. Wcześniej chciałem uznać film tylko za nudnawy, a teraz już byłem gotów powiedzieć, że jest po prostu głupi. I bardzo się myliłem. Właśnie przeczytałem, że kilka dni temu, w Japonii, w dwóch miastach, z nieba spadły kijanki, a kilka dni później – małe ryby.

Wedle artykułu z Wikipedii winowajcą są trąby wodne, mogące porywać znad wody różne obiekty – w tym oczywiście zwierzęta – unosić je wysoko i transportować na duże odległości (a potem zrzucać ludziom na głowy). Bardzo optymistyczne informacje. Skoro tak jest, to cały czas można wierzyć, że pieniądze też kiedyś z nieba spadną.

Dodaj komentarz