Wprowadzenie do elitarności. Zajęcia 2: tako rzecze JFK

To, o czym napisałem w dwóch ostatnich notkach John F. Kennedy ujął w dwóch krótkich zdaniach:

Things do not happen. Things are made to happen.

Sposób interpretowania świata zawarty w pierwszym zdaniu, to sposób, w jaki zwykle pojmuje się rzeczywistość społeczną. Rzeczy po prostu się dzieją. Microsofty po prostu powstają. Ceny po prostu rosną. Media po prostu informują. Wojny po prostu wybuchają. Ustawy po prostu przechodzą. Autostrady po prostu nie powstają. Afery po prostu wybuchają.

Dla JFK taka wizja musiała być z gruntu fałszywa. Rodzina Kennedych należała przecież do rdzenia amerykańskich elit. JFK, od małego kształcony w prywatnych szkołach, studiujący na Harvardzie, oglądający, jak w jego domu zapadają ważne dla kraju decyzje polityczne, musiał rozumieć świat inaczej, w sposób bardziej zniuansowany.

Tam, gdzie inni widzieli „po prostu”, JFK widział bebechy polityki, zawzięte targi, próbę sił, mobilizację zasobów. Dlatego wiedział dobrze, że things are made to happen, czyli że o tym, co się dzieje decydują ludzie kontrolujący zasoby pozwalające tworzyć strukturalne warunki dla sukcesu. Chcesz coś zdziałać – musisz zadbać, aby rzeczone warunki ci sprzyjały. Nie zrobisz tego – nie wygrasz. No i, co oczywiste – jeśli zamierzasz zrobić coś, co ma zmienić reguły gry, przekonfigurować rozkład zasobów, to niech ma cię w opiece to coś, w co wierzysz, cokolwiek by to nie było. Przyda się na pewno.

Na marginesie: ciekawe, co by JFK powiedział o zamachu na siebie. Po prostu się zdarzyło, czy raczej things are made to happen?

10 myśli na temat “Wprowadzenie do elitarności. Zajęcia 2: tako rzecze JFK

  1. Czytam Twoje „Wprowadzenia do elitarności” i stwierdzam, że już chyba nie mam szans do elit wtargnąć:/ nawet gdybym wygrał 100 milionów euro, to nie wiem czy starczyłoby mi życia, żeby poznać wystarczająco dużo ważnych ludzi, skończyć odpowiednio znane uczelnie, podjąć na tyle ważne decyzje…cholera!! zniszczyłeś moje dziecięce marzenia!!

    1. Andrzej, jeśli zadowoli Cię bycie elitą w Polsce to spokojnie ze stu bańkami euro w kieszeni możesz wkraczać na salony, a kontakty same do Ciebie przyjdą :) W trzech ostatnich postach pisałem jednak bardziej o USA, gdzie elity „old money” mogły się przez 150 lat w spokoju kumulować. U nas czegoś takiego nie ma. Jednak te wszystkie plagi egipskie, które na nas spadały przetrzebiły towarzystwo. Dlatego tę trudniejszą część planu możesz z góry uznać za wykonaną i skupić się na tym prostszym zadaniu, czyli zgromadzeniu 100 milionów euro ;-)

  2. Uff to mnie uspokoiłeś trochę..w takim razie biorę się za organizowanie kasy:D z drugiej strony jakbym miał taką gotówę, to nie wiem czy nie wolałbym zamieszkać w jakimś normalniejszym kraju niż Polska:/ ale tym to będę się martwił jak już konto będzie pełniutkie:)

  3. z tymi funduszami czarno to widzę:/jakoś zamiast się mnożyć to ubywa ich w zastraszającym tempie..Irlandia normalna nie jest, choć i tak wydaje mi się ciut normalniejsza od Polski:) a może Szwecja?? wydała mi się totalnie poukładana jak tam byłem (cały 1 dzień:/)

    1. Szwedzi to są zwykli pozoranci Andrzej, w środku obyczajowa dyktatura ;-) Polska tysiąc razy normalniejsza jest, tylko drogi nie te ;-)
      Ale to w sumie jest jakiś wyznacznik: przyjmijmy, że poziom normalności rośnie wraz z jakością dróg :D

      1. Trochę mylny może być ten wyznacznik:D w hitlerowskich niemczech powstało dużo dobrych dróg, a poziom normalności pozostawiał jednak sporo do życzenia..a tak naprawdę to szukanie normalnego miejsca na Ziemi to trochę utpoijna misja;/ takie chba nie istnieje..

        1. Dobra, to dwa wyznaczniki: jakość dróg i jakiś Democracy Index. No i wiesz, Andrzej, normalne miejsce nie istnieje, ale intuicyjnie czuję różnicę między Hiszpanią a Chinami, Irlandią a Rosją, itd. Ty pewnie też :)

Dodaj komentarz