Tłum prawdę ci powie?


crowd-source-image

Originally uploaded by ecblogger

Jak by wyglądała pamięć o ataku na WTC, gdyby nie było tam tylu ludzi z kamerami? Co byśmy pamiętali, gdybyśmy nie poznali tylu ujęć wbijających się w wieże samolotów, gdybyśmy nie usłyszeli krzyków, nie zobaczyli paniki, policjantów, wozów strażackich i dymu?

Pomijając znaczenie kulturowe i propagandowe tych wszystkich materiałów, pewnie trudno byłoby bez nich całe wydarzenie przedstawić w sposób rzetelny. Pojawiłyby się sprzeczne informacje, plotki i nieporozumienia, których udało się uniknąć dlatego, że można było szybko (kto wtedy korzystał z internetu, ten pamięta te zawrotne „szybkości”) konfrontować dziennikarską narrację z dostępnymi materiałami (to oczywiście nie znaczy, że nie pojawiły się przeinaczenia i bzdury; były, ale mogło być więcej).

Bez względu na jakość materiałów – z ich mnogości wyłaniała się statystyczna prawda. Właśnie ten całościowy obraz jaki powstaje dzięki masowemu raportowaniu wydarzeń stanowi wartość, jaką wnosi crowdsourced journalism:

If we are getting for example a massive amount of tweets, photos, Flickr, and YouTube movies about the earthquake in Haiti or Chile, the fact that some of those may be false is rather likely. Some individual pieces may not be right at all, but that doesn’t mean that we are not getting a picture. (Dan Gillmor cytowany w The Guardian).

Nawet jeśli pojedynczy piksel – film, zdjęcie, relacja – będzie stronniczy, zachwiany, to i tak zginie w mozaice innych materiałów. W tym kontekście warto przypomnieć świetne powiedzenie: the plural of anecdote is not data. Jeden film/tekst nigdy nie da całościowego obrazu. Dziennikarz może starać się uchwycić szerszy kontekst, wiele punktów widzenia, ale i tak, koniec końców, wszystko filtruje przez swoją perspektywę. Dlatego widz/czytelnik dostaje zbiór, być może soczystych, zapadających w pamięć, genialnych wręcz, ale tylko – anegdot. A wyobrażenie, że obcuje z danymi, to już tylko jego – błędna – interpretacja.

To wszystko nie oznacza oczywiście, że crowdsourced journalism stanowi rozwiązanie wszystkich problemów i gwóźdź do trumny tradycyjnego dziennikarstwa. Traktować potok przelewających się przez ekran obrazków jako całościową relację z wydarzenia to błąd tak samo poważny, jak przesada w nadinterpretowaniu anegdot i jednostkowych opowieści. Ale fakt, że siedząc przed ekranem komputera można daną relację skonfrontować z bogatym „surowym” materiałem pochodzącym z wielu niezależnych źródeł – to zmienia rozkład sił w relacji dziennikarz-widz, czy dziennikarz-czytelnik.

Tyle teorii. Bo w praktyce – wiadomo. Możliwość konfrontowania ze sobą materiałów nie oznacza, że przeciętny odbiorca mediów ma czas, techniczne umiejętności i kulturowe kompetencje, by się tym zajmować. Czy to oznacza, że reprezentanci tradycyjnego dziennikarstwa wygrają tę bitwę i utrzymają przewagę w narzucaniu interpretacji wydarzeń i wybieraniu ujęć, scen, które mają budować publiczną świadomość danego wydarzenia? Niekoniecznie. Crowdsourced journalism dopełnia się bowiem z dziennikarstwem obywatelskim (citizen journalism). Jedną z misji, jaką dziennikarz obywatelski może pełnić jest właśnie konfrontacja przekazów oficjalnych z bogatym strumieniem danych dostarczanych przez świadków danego wydarzenia.

Spójrzmy na ubiegłoroczną rewolucję w Iranie. O tym, jak relacje naocznych świadków publikowane na Twitterze wciągnęły mnie w informacyjno-emocjonalny wir pisałem tu. Irańczycy – poza rewolucją – robili crowdsourcing. (Głównie) na tej podstawie media robiły swoje (skąpe i spóźnione) relacje, a kilku dziennikarzy obywatelskich zbierało dostępne materiały i tworzyło (rozbudowane i aktualne) sprawozdania. O różnicach w relacjach mediów tradycyjnych i obywatelskich pisałem tu. Live-blogging uskuteczniał między innymi Andrew Sullivan, a także ludzie z HuffPo. W tym samym czasie złoszczono się i kpiono między innymi z CNN, bo ich mizerne relacje nijak nie odzwierciedlały tego, co ludzie widzieli w internecie.

Na tym polu toczy się wielka gra o to, kto – i na jakich zasadach – będzie przedstawiał innym świat. Z połączenia crowdsourced journalism i citizen journalism, z połączenia sił ludzi, którzy wrzucają na bieżąco relacje i ludzi, którzy potrafią wyszukiwać materiały, grupować je i sensownie przedstawiać szerszej publiczności, rodzi się poważne zagrożenie dla tradycyjnych mediów. Ale gra się toczy, a tradycyjne media starają się znaleźć dla siebie dogodną pozycję. Dlatego zapraszają do współpracy serwisy zrzeszające ludzi nowych mediów. BCC flirtuje z GlobalVoicesOnline, platformą zrzeszającą blogerów z całego świata, CNN dostarcza użytkownikom aplikacji pozwalających współuczestniczyć w tworzeniu newsów (iReport na iPhonie), itd.

Stare media mają dwa atuty: stać ja na mikroopłaty za wykorzystane materiały i na to, by podzielić się sławą, czyli wśród źródeł wymienić osoby, które podesłały zdjęcia/filmy/relacje. Technicznie jestem sobie w stanie wyobrazić system, który rozwiązywałby najważniejsze problemy, czyli: szybki przepływ gotówki, sława nie tyle w postaci nazwiska podanego w źródłach, co na przykład facebookowej wizytówki i kwestia wiarygodności źródeł, czyli jakiś system budowania reputacji poszczególnych jednostek podsyłających materiały. Taki pomysł rozbija się oczywiście o setkę różnej maści problemów i na szczęście nie są to moje problemy. Ale ci, którzy rozwiążą je jako pierwsi staną się bogatymi ludźmi (bzzzt, błąd – staną się bogatszymi ludźmi, bo to nie jest zabawa, do której można się włączyć, jeśli ma się pusto w portfelu).

* * *

Skoro zrobiło się medialnie, to jeszcze jedno: co lubię w Prima Aprilis? To jedyny dzień w roku, kiedy zastanawiamy się, czy wiadomości w mediach są prawdziwe. (znalazłem u Dana Gillmora)

6 myśli na temat “Tłum prawdę ci powie?

  1. Idea dziennikarstwa obywatelskiego super..ale zakrawa o utopię. Trudno mi sobie nawet wyobrazić narzędzie, które byłoby w stanie przefiltrować (nie myślę o cenzurze) morze spływających informacji i wyeksponować z tego coś wartościowego i rzetelnego. Można by tego nie filtrować i publikować wszystko, ale taka wizja wcale mnie nie cieszy…już widzę ten cały syf przez który trzeba się przedrzeć, żeby się rzeczywiście czegoś dowiedzieć. Niestety w takim projekcie tworzonym przez ludzi, człowiek byłby najsłabszym ogniwem bo bezmyślnym, ogłupiałym itd. Obym się mylił..

    1. Andrzeju, dziennikarstwo obywatelskie pod różnymi postaciami dzieje się już od ładnych paru lat. Ja się skupiłem na specyficznej działce, jaką jest pisanie o gorących newsach. Jeśli na świecie dzieje się coś ważnego, sieć od razu zapełnia się tonami materiałów na ten temat. Po co w takim razie wysyłać tam korespondentów, skoro można zrobić dobry odsiew na podstawie dziesiątek/setek/tysięcy relacji? Stare media z korzystaniem z takich materiałów mają problem, ale dla dziennikarzy obywatelskich to jest istne błogosławieństwo. Mogą śmiało konkurować z tradycyjnymi mediami pod względem aktualności i wyjątkowości treści.

      Co do narzędzia filtrującego, takim narzędziem okazuje się być właśnie Twitter. Nie jest super doskonały, ale sprawdza się dobrze. Masz w jednym miejscu tysiące osób. Część wrzuca z terenu materiały, część je komentuje, wyłapuje fake’i, filtruje retweetując najlepsze, część zbiera je, grupuje i wrzuca na blogi. Pełna kolaboracja nad robieniem newsów. A, i jeszcze jedno, coraz częściej informacje o różnych wydarzeniach pojawiają się najpierw na Twitterze, a dopiero później w starych mediach, więc Twitterowcy od początku mają przewagę :-)

  2. A widzisz…ważna uwaga, bo nie używam jeszcze Twittera, ale skoro twierdzisz, że może pełnić funkcję takiego filtratora to byłoby super:)tak jak pisałem idea takiego dziennikarstwa podoba mi się, jednak patrząc na ilość beznadziejnych głupot wrzucanych do Sieci przez użytkowników, odczuwam lekki strach, że przedarcie się do informacji rzetelnej będzie zbyt czasochłonne. Pożyjemy – zobaczymy..

    1. No właśnie, to jest największe wyzwanie, przed jakim stoi internet: jak oddzielić to, co ma wartość, od tego, co jest syfem. No i, póki co, najlepsza odpowiedź na problem stwarzany przez ludzi to: więcej ludzi :-) Maszyna może pomóc, ale najlepiej odsieją jedno od drugiego rozsądni ludzie i być może dlatego Twitter robi karierę.

Dodaj komentarz