Proszę wstać, Sieć idzie

Stuart Allan w Newsach w sieci (2008; angielskie wydanie – 2006) przedstawia swoją interpretację rozwoju Internetu jako medium informacyjnego. Do kluczowych, jego zdaniem, wydarzeń należały: zamach bombowy w Oklahoma City, katastrofa samolotu TWA lot 800, masowe samobójstwo członków sekty Wrota Niebios (Heaven’s Gate) oraz śmierć książnej Diany (Allen 2008: 23). Ja dodam jednak do tej narracji również zawartość kilkdziesięciu kolejnych stron, na których czytamy między innymi o sprawie Louise Woodward, skandalu Clinton-Lewinsky i 11 września.

Uwaga: w kolejnych dwóch akapitach streszczam treść siedemdziesięciu stron książki. Siłą rzeczy poziom redukcji złożoności jest wysoki, więc na wypadek niedosytu – odsyłam do źródła.

Zamach w Oklahoma City, do którego doszło 19 kwietnia 1995 roku był w tym kontekście ważny, ponieważ wtedy, po raz pierwszy, na dużą skalę wykorzystano portale inernetowe jako sposób przekazywania informacji szybciej niż prasa i dogłębniej niż telewizja. Katastrofa samolotu TWA lot 800 z 17 lipca 1997 roku była istotna z innego powodu. Pojawiło się wówczas wiele teorii spiskowych, a Internet był najlepszym medium do ich rozpowszechniania. Z tego powodu spadały na Sieć głosy krytyki i starano się wykazać nie tyle nawet jej nieprzydatność, co wręcz szkodliwość. Toczono zaciekłe dyskusje o wpływie Internetu na dziennikarstwo. 26 marca 1997 roku policja odnalazła ciała członków sekty Wrota Niebios. Wszyscy popełnili samobójstwo. W tym czasie niektóre portale podawały już newsy na bieżąco, gdy tylko się pojawiały. Bez typowych ograniczeń charakterystycznych dla prasy, bez liczenia stron i zajmowanej powierzchni. Był to więc kolejny festiwal dzielenia się informacją z jednej strony, a z drugiej – kolejny powód, by uderzyć w Internet. Tym razem dlatego, że wielu członków sekty zajmowało się tworzeniem stron internetowych. Wniosek był prosty: Internet przewraca w głowach do tego stopnia, że ludzie wierzą w jakieś banialuki, a potem się zabijają. Gdy, w tym samym roku, w wypadku samochodowym zginęła księżna Diana, prasa i telewizja odegrały rolę mediów oficjalnych, koncentrujących się na powadze i żałobie, funkcjonowały w ramach utartych konwencji. W Internecie z kolei, oprócz – oczywiście – podobnego odgrywania utartych schematów, zaczęto zadawać niewygodne pytania. Pod tym względem więc plus, ale jednocześnie – to z Sieci pochodziły nieprawdziwe fotografie z wypadku. Mówiono znowu o fałszerstwach, oszustwach, o niemożności przekazywania przez Internet prawdy (na podstawie: Allan 2008: 9-46).

Sprawa Louise Woodward, opiekunki do dziecka oskarżonej o spowodowanie śmierci swojego podopiecznego, była precedensowa ponieważ prowadzący sprawę sędzia zdecydował, że postanowienie co do wyroku ogłosi przez Internet. Ostatecznie, jako jedni z pierwszych, podali tę informację dziennikarze z BBC News Online, serwisu, który dopiero zaczynał funkcjonować, ale miał wielkie ambicje i – co najważniejsze – zasoby, by stać się ważnym graczem na rynku informacji internetowej. Internet stał się więc nie tylko miejscem szybkiego przekazywania informacji, ale także przestrzenią, w której ukazują się one wcześniej, niż gdziekolwiek indziej. 17 stycznia 1998 roku Drudge Report opublikował informację o ściągnięciu ze szpalt Newsweeka tekstu o romansie prezydenta USA z jedną ze stażystek z Białego Domu. Matt Drudge ze swoim credo – wszyscy mają prawo wiedzieć to, co wiedzą gatekeeperzy i to już, tu i teraz – z jednej strony spowodował, że rola Internetu jako głównego źródła informacji wzrosła, a z drugiej – stał się przyczynkiem do dyskusji o granicach etyki zawodowej oraz o szansach dziennikarzy w konkurowaniu z ludźmi pozbawionymi strachu i barier. 11 września 2001 roku nikt już nie mógł wątpić, że to właśnie Internet jest źródłem informacji ogólnej, szczegółowej (np. o zaginionych), a także medium pozwalającym się ogranizować. Wtedy również do głosu doszły blogi (na podstawie: Allan 2008: 47-79).

Pomijając warstwę analityczną, to co przeczytałem u Allana było ciekawe, bo pozwoliło mi spojrzeć na moje własne kontakty z Internetem na przestrzeni lat. Zbudziłiły się demo… to znaczy – wspomnienia. 1995 rok? Miałem wtedy jedenaście lat, ale korzystałem już z Internetu, choć raczej nie szukałem informacji o zamachu w Oklahoma City. Zajmowałem się czym innym. Przede wszystkim, z podniety po obejrzeniu Gier Wojennych, chciałem przejąć kontrolę nad arsenałem atomowym Stanów Zjednoczonych, ale również, z podniety na myśl o kosmitach, szukałem dowodów na istnienie UFO. Największe sukcesy odnosiłem jednak na trzecim polu moich zainteresowań. Otóż, z podniety ogólnej, kolekcjonowałem zdjęcia pierwszych kobiet, pionierek, które „weszły” do Internetu nago. A – dla ludzi urodzonych w innej epoce – dodać należy, że w tamtych czasach wyczynem było znalezienie w Internecie zdjęcia kobiety, której nie widziało się już wcześniej. Dopiero później, kiedy okazało się, że nie można mieć ich wszystkich – jak obrazków z gum Turbo – zrozumiałem naturę Internetu.

O samolocie TWA pewnie coś w Internecie czytałem, ale miałem wtedy 13 lat i zderzenie samolotu z UFO było dla mnie tak oczywiste, jak dobranocka o 19:00 i niemożliwość obejrzenia wszystkich nagich fotek znajdujących się w Internecie. Wrota Niebios? Wówczas chyba nie zrobiło to na mnie zbyt dużego wrażenia. Śmierć księżnej Diany? Na pewno nie nadużywałem Internetu z tego powodu. Sprawa Louise Woodward umknęła mi zupełnie. Co innego Bill Clinton, ale ja wtedy miałem setki kobiet z Internetu. Dlaczego miało mnie dziwić, że taki gość, jak prezydent Stanów Zjednoczonych miał jedną stażystkę? Dopiero 11 września 2001 roku zacząłem przeszukiwać Internet pod kątem aktualności, czegoś świeższego niż to, co widziałem w telewizji. W praktyce wyglądało to tak, że jakieś zupełnie podstawowe strony wczytywały się przez godzinę (jeśli w ogóle), a ja w tym czasie patrzyłem w telewizor i słuchałem powtarzanego w kółko, bezradnego dla tych z państwa, którzy jeszcze nie słyszeli, i znowu film z samolotami.

Wtedy myślałem jeszcze w stary sposób. Próbowałem wchodzić na najpopularniejsze strony, tam gdzie pchali się wszyscy. Przez myśl mi wówczas nie przeszło, że mógłbym znaleźć jakąś relację prywatną, coś zaserwowanego poza głównym obiegiem dziennikarskim. Dziś rzeczony główny obieg to w momencie kryzysu druga myśl, nie – pierwsza. Ostatnio przekonaliśmy się o tym przy okazji demonstracji w Iranie.

Jedna myśl na temat “Proszę wstać, Sieć idzie

Dodaj komentarz